Teatr-3 był na warsztatach teatralnych  
w Salzburgu


Salzburg przywitał nas sennym, niedzielnym porankiem. Udaliśmy się do pensjonatu Sandwirt, który znajdował się w pobliżu dworca. Teatr-3 nocował tutaj dwa lata temu, biorąc udział w festiwalu teatralnym. Choć doba hotelowa zaczynała się w południe i goście jeszcze nie zwolnili dla nas miejsc, udostępniono nam jeden pokój, a nawet po chwili zaproszono na śniadanie.

Do spotkania z organizatorami naszego pobytu w Salzburgu Herbertem Gantschacherem i Horstem Dittrichem pozostało dużo czasu. Teatr Arbos występował w innym mieście, więc rozpoczęcie warsztatów zaplanowano dopiero na wieczór.

Około południa ruszyliśmy zwiedzać miasto. Pogoda nam sprzyjała, słońce dodawało kolorów zarówno malowniczym zaułkom, jak i rozległej panoramie oglądanej ze wzgórza kapucynów. Jedno z wejść na wzgórze, a zarazem do klasztoru kapucynów stanowiła stroma, dosyć wąska droga, pokryta co kawałek dziwnym asfaltem. Na jej poboczu znajdowały się kamienne kapliczki - stacje Drogi Krzyżowej. Papież Jan Paweł II w czasie swego pobytu w Salzburgu był rezydentem tego klasztoru.

W zadumę wprowadził nas mały cmentarz, porośnięty trawą i wilgotnym mchem. Na większości nagrobków zatarły się już napisy, pożółkły lub wyblakły porcelanowe podobizny. Renowacji doczekało się jedynie kilka wielkich tablic nad grobowcami należącymi do książąt i bogatych rodzin. Wyszliśmy na ulicę i dalej, przechodząc przez most na drugą stronę rzeki Salazach nie mogliśmy uwierzyć, że kilka lat temu jej nurt osadzony w głębokim, kamiennym korycie wystąpił z brzegów. Śladów wielkiej powodzi już nie widać.

Przeszliśmy kilka kroków wąskimi uliczkami i już staliśmy pod domem, w którym urodził się Wolfgang Amadeusz Mozart. Pamięć po wielkim kompozytorze widoczna była prawie na każdym kroku, a to za sprawą sprzedawanych marcepanowych kulek, opakowanych w różnych rozmiarów czerwone pudełka z podobizną mistrza.

Duże wrażenie wywołało usytuowanie domów w bliskim sąsiedztwie stromych, kamiennych ścian, wzgórz posadowionych w środku miasta bez jakichkolwiek zabezpieczeń na wypadek spadających odłamków.

W drodze powrotnej natknęliśmy się na ciekawostkę. Na parkingu autobusowym, pod wiatą była możliwość sprawdzenia swojej poczty e-mail lub wysłania wiadomości. Zamontowany komputer przypominał wyglądem skrzynkę pocztową. Przy okazji odebraliśmy e-mail od Teatru Quest z Waszyngtonu, adresowany do Teatru-3.

Wieczorem spotkaliśmy się z Herbertem Gantschacherem - dyrektorem, reżyserem, twórcą Teatru Arbos, i jego asystentem Horstem Dittrichem odpowiedzialnym za przystosowanie znaków języka migowego dla potrzeb teatru.

Z pensjonatu udaliśmy się do Teatru Toihaus na warsztaty. To tutaj w 2002 roku podczas III Europejskiego i Międzynarodowego Festiwalu Teatrów Niesłyszących miała miejsce prapremiera spektaklu pt. „Człowiek i dwa światy" w wykonaniu Teatru-3, przed premierą we Wiedniu.

Od chwili rozpoczęcia warsztatów musieliśmy zapomnieć o zmęczeniu podróżą i całodziennym spacerowaniu. Pierwsze zajęcia dotyczyły treningu fizycznego. Herbert wymagał maksymalnej koncentracji. Kolejne dni były poświęcone ćwiczeniu panowania nad własnym ciałem i umysłem. Wiele ćwiczeń sprawiało nam niemało kłopotów. Szybko zrozumieliśmy, że nie możemy liczyć na żadną taryfę ulgową. Zadaniem warsztatów miało być pokazanie, jak wygląda praca w profesjonalnym teatrze, i przyswojenie ćwiczeń opracowanych specjalnie dla nie-słyszących aktorów w oparciu o doświadczenia w Teatrze Arbos. Czas trwania zajęć był uzależniony od naszych postępów. Atmosfera w zespole była chwilami napięta, ale staraliśmy się wzajemnie sobie pomagać.

Do Salzburga nie przyjechali wszyscy mimowie z Teatru-3. W warsztatach wzięli udział Anna Olczak, Hanna Łazar, Arkadiusz Pałatyński, Piotr Nowak, zaproszony ze Sławna Józef Pałac oraz Hubert Bartłomiejski. Oddzielne zadanie wykonania dokumentacji wideo realizował Olgierd Koczorowski. Nad całością czuwał Jerzy Kałużny.

Oprócz ćwiczeń, przez cztery wieczory oglądaliśmy próbę przed spektaklem i trzy występy w wykonaniu Teatru Arbos. W spektaklu pt. „Kamień w kieszeni" wy-stępowało dwóch aktorów Werner Móssler i Klaus Seewald. Każdy z nich odtwarzał kilka postaci, płynnie, bez przerw, zmieniając elementy w kostiumach, sposób poruszania się, mimikę, głos i gesty. Jeden z aktorów, słyszący, wygłaszał całą treść, a drugi, niesłyszący, przekazywał to samo w języku migowym.

W ostatnim dniu warsztatów każdy miał za zadanie opowiedzieć, jak zrozumiał treść sztuki oraz przedstawić swoją krytykę. Na te indywidualne prezentacje przeznaczono jedną godzinę, a następnie Werner Mössler poprowadził kolejne ćwiczenia fizyczne, wykorzystując znajomość mięśni człowieka. Z zawodu jest masażystą.

Prawie codziennie między zajęciami zwiedzaliśmy miejsca, w których jeszcze nie byliśmy. Wieczorem uliczki i place mieniły się kolorowymi światełkami. Udekorowane choinki zwiastowały nadchodzące święta Bożego Narodzenia.

W kilku miejscach zorganizowano małe jarmarki ze straganami, na których można było kupić ciasteczka, pierniki i pamiątki. Wokoło roznosiła się korzenna woń grzanego wina. Na jednym z placów uruchomiono ślizgawkę, z możliwością wypożyczenia niezbędnego sprzętu. Całej oprawie brakowało tylko jednego. Pomimo iż był to początek grudnia, przedgórze Alp, aura przypominały jesień lub wczesną wiosnę. Nie było mrozu ani śniegu.

Oświetlone bajecznie miasto podziwialiśmy z królujących nad miastem murów twierdzy Hohen-Salzburg. Do twierdzy posadowionej na wzgórzu można się dostać idąc stromo pod górę, lub jadąc kolejką szynową, podobnie jak w Polsce na górę Parkową w Krynicy. O tej porze roku na dziedzińcach twierdzy było prawie pusto. W małej salce, w której odbywała się projekcja filmu poznawaliśmy historię tego miejsca. Widoczne były również kawiarnie i restauracje na powietrzu oraz inscenizacje walk rycerskich odgrywanych w sezonie letnim.

Przed wyjazdem do domu odwiedziliśmy jeszcze Centrum Kultury Niesłyszących. W dużej sali stały długie rzędy stołów i krzeseł. Atrakcje przewidziane były na później. Jednak udało nam się spotkać Świętego Mikołaja, obdarowującego „grzeczne dzieci" cukierkami, oraz dwa kudłate diabły ze strasznymi szkaradnymi maskami. Diabły miały na plecach blaszane pojemniki wypełnione twardymi przedmiotami, wywołującymi przy podskokach wielki hałas. W łapach trzymały baty z rozplecionych powrozów, którymi smagały znajdujących się w ich pobliżu „nieszczęśników". To lokalna tradycja i atrakcja. Zabawę z diabłami obserwowaliśmy również w jednym z domów towarowych. Wszyscy się tam dobrze i kulturalnie bawili, dzieci, młodzież oraz dorośli.

Zbliżał się czas powrotu. Musieliśmy opuścić ciekawie zapowiadającą się imprezę. Podróż powrotna trwała całą noc. Szczecin powitał nas słoneczną, mroźną pogodą z chodnikami poprószonymi świeżym śniegiem.

Na spotkaniu w Domu Kultury Polskiego Związku Głuchych „Kontakty", w którym wzięli udział członkowie Zarządu Oddziału, pracownicy ośrodka oraz wszyscy mimowie podsumowano nie tylko warsztaty, ale i cały rok, który był udany dla Teatru-3. Ćwiczenia wykonywane podczas warsztatów przyjęły się i są wykonywane na próbach. Wszyscy zdają sobie sprawę, że czeka nas dużo pracy.

Hubert Barttomiejski 

Foto: Jerzy Kałużny i Olgierd Koczorowski

 

Zakończenie warsztatów, możemy pozwolić sobie na odprężenie. 

   

2/2004